Moi drodzy,
Oto zawitała do nas, tak długo oczekiwana przez nasze pociechy, wiosna. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo ostatnie parę dni były bardzo ciepłe. Wspomniane przeze mnie żonkile w końcu zakwitły ku wielkiej radości naszych maluchów.
Wydaje mi się że wiosna robi na dzieciach największe wrażenie, bo oto niespodzianie skończył się śnieg i ziąb a przed domami zaczęły pojawiać się nowe rośliny. Kiedy tak co rano odprowadzamy Kasię do szkoły słyszę różne zachwyty Maluchów, “Mama, mama zobacz!” i tu pokazują mi to cudo, którego wcześniej nie było a teraz wyłazi z ziemi. Nie tracąc okazji uczę je jak się te rośliny nazywają po imieniu, bo są one zaskakująco takie same jak w Kraju Lat Dziecinnych. Tak więc dzieciaki rozpoznają bez pudła żonkile, przebiśniegi, hiacynty, ostatnio widzieliśmy kwitnący podbiał. Michała ciągle intrygują tulipany, które jeszcze nie kwitną ale juz mają liście nad ziemią. Oprócz roślin dzieci nauczyły się rozpoznawać amerykańskie rudziki i kardynały i za każdym razem kiedy jednego zobaczą wykrzykują z radością “Mama rudzik!!!”
Wczoraj, korzystając z pięknej pogody walczyliśmy z chwastami. Mamy na ogrdzie jakiś olbrzymi gatunek szczawiu czy rdestu. Jego zeszłoroczne pędy były wyższe ode mnie i w przekroju grube na jakies 2,5-3 cm. Dopiero co zaczął on wychodzic z ziemi więc dość łatwo przyszło nam niszczenie tych pędów. Ku mojemu zaskoczeniu dzieciaki nie protestowały, że niszczymy coś w ogrodzie. Może to dlatego, że poprzedniego dnia posadziliśmy bratki i truskawki w donicy przed domem. Maluchy samodzielnie nasypały ziemi z wielkiego worka do skrzyneczki a potem z moją niewielką pomocą posadziły bratki. Kiedy tata wrócił z pracy Michał poinformował go że mamy truskawki ale jeszcze nie można ich jeść bo muszą urosnąć, sadzonki nam kwitną. Tyle piękna odkrywa wiosna przed dziećmi. Wszystko to jest dla nich nowe, bo w Kaliforni nie było prawdziwej wiosny, tam zawsze coś rośnie i trudno powiedzieć, że przyroda budzi się z zimowego uśpienia.
Poza wiosennymi zmianami w przyrodzie u nas “po staremu”, Sławek chodzi do pracy, odprowadzamy Kasię do szkoły a potem przyprowadzamy i tak nam czas leci. Z nowości to tylko jedna – dostałam pracę kasjera w Targecie (taki supermarket). Przepracowałam juz cztery tygodnie i teraz wiem jaką pracę naprawdę bym chciała. Bo ta jest bardzo nudna i mało płatna, ale zawsze coś tam w kieszeń wpadnie. Ciągle szukam pracy w swoim fachu, wysłałam trochę podań na ogłoszenia ale bez żadnego odzewu. No cóż kiedy Maluchy pójdą do zerówki złożę podanie do szkoły na nauczyciela zastępczego. Podobno przyjmują każdego kto skończył liceum. Z tą pracą to trochę załamujące.
Ostanio Kasia upominała się o zajęcia w Polskiej szkole. Obecnie nie chodzimy, bo jest tam daleko i drogo, poza tym z tym moim Targetem to prawie nie możliwe bo pracuję też w weekendy. Ale zobaczymy w nowym roku szkolnym.
I to już chyba na tyle. Pozdrawiam Was ciepło i wiosennie.